STARTUJ Z HP NEWS! | DODAJ DO ULUBIONYCH | POLEĆ HARRY POTTER NEWS! | WSPÓŁPRACA Z HP NEWS | KONTAKT
Harry Potter - Newsy Harry Potter i Insygnia Śmierci Harry Potter - Artykuły Forum Harry Potter News Harry Potter News - księga gości Informacje o Harry Potter News  

Wiadomości: Książki Siódmy tom Filmy Wywiady Fan Fiction Fan Zone
HPNews.pl
   O stronie   Redakcja   K. Recenzentów   Kontakt   Prorok   Forum   Chat ()   FAQ   Prasa o nas   TOP 10   Mapa serwisu   Szukaj...
Menu
KsiążkiSiódmy tomFilmyPiąty filmGryHP NewsInneArchiwum
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon FeniksaKsiążę PółkrwiInsygnia Śmierci
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon Feniksa

Książki:O książkachJ.K. RowlingA. PolkowskiMary GrandPreWydawnictwaJak powstał HP?Błędy autorkiCiekawostkiSłownik ZaklęćHP w liczbachCzarna MagiaKim jest R.A.B.?Czarna Seria
Filmy:O filmachReżyserzyProducentAktorzyUrodziny aktorówBłędy w filmach
Świat Magii:HogwartQuidditchCzarna MagiaMagiczne...?SmokiWMIGUROK
Twoje kontoE-kartkiPWRanking fanówFan FictionGaleriaPsychotestyQuizyFan MiesiącaDownloadWasze listyDowcipyLinkiWyślij newsaWyślij artykułDołącz do nas!
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon FeniksaQuidditch WC
 FORUM:Ogólna dyskusjaKsiążkiFilmyGryHarry Potter 6Harry Potter 7StronaFan FictionFan ArtInna twórczośćOff-Topic
Sponsorzy

Aktualnie brak

Login
Pseudonim

Hasło

Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć. Jako zarejestrowany użytkownik będziesz miał kilka przywilejów.

HPNews.pl » Artykuły » Fan Fiction » Wiki rusza na podbój Hogwartu


Wiki rusza na podbój Hogwartu

*** ***

Może zacznijmy od tego, że nazywam się Wiktora (idiotycznie, no nie?) ale wszyscy mówią na mnie oczywiście Wiki.
Moja chawiara leży niedaleko Londynu, a moi starzy są całkiem spox, tylko czasem za bardzo wtrącają się w nie swoje sprawy.
Bo tej pory chodziłam do Beuxbatons, miałam fajnych kumpli i wyczesane kumple, ale ostatnio moi starzy zaczęli poważnie świrować na punkcie mojego bezpieczeństwa. Od jakiegoś czasu notorycznie powtarzają się zabójstwa, napady i różne podobne nieprzyjemne incydenty i właśnie z tego powodu będę musiała chodzić do Hogwartu.


We wrześniu stuknie mi szesnastka (będę chodzić do szóstej klasy) i jak jakiś pierwszak całkiem zdenerwowana, obgryzając paznokcie, pójdę do jakiegoś starego kapelusza, który pono powie mi w jakim będę domu.
Hogwart wydaje mi się całkiem sztywniacką szkołą. Dyrektorem jest tam jakiś wiekowy świr (tatulo mówi, że to geniusz), który chyba uważa, że moda nie zmieniła się od co najmniej dwustu lat.
Z jakiegoś ranki ngu szkół dowiedziałam się, że ta buda jest najlepsza na świecie, a to oznacza, że zapewne trzeba tam sporo kuć. Prawda, w Beuxbatons też nie było lekko, ale chyba przeraża mnie fakt, że od nowa będę musiała walczyć o pozycję najbardziej sexy laski w szkole, znów odstawiać wzorową kujonkę przy nauczycielach i szukać jakiejś kumpeli od serca.
Jak już wszyscy wiedzą w jakich barwach widzę moją przyszłość to może opowiem o moim wyglądzie. Mam ciemne (nie całkiem krucze), średniej długości, wycieniowanie włosy, wysoka nie jestem i posiadam też piwne oczęta.
Najchętniej ubiera się (na przekór mamci) w bojówki i jakieś bajeranckie bluzy(często z kapturem). Mój ubiór pozwala bardziej inteligentnym skapować jaka muza mnie kręci. Dla tych o mniejszym IQ pisze, że po prostu uwielbiam hip hop. To czego nie cierpię to disco polo i inna tandeta.
To za czym przepadam to sałatka warzywna, Boże Narodzenie i niespodzianki.
Jutro zaczyna się dla mnie „nowe życie”. Niby powi nnam się cieszyć, bo tam w Hogwarcie nikt nie wie o moich wpadkach i totalnych porażkach, mogę sobie bez najmniejszych przeszkód wykreować sobie całkiem nową osobowość i najważniejsze: tam NIE MA mojej najzagorzalszej przeciwniczki Mary Windsor.
Tak więc leżę sobie teraz we własnym łóżku, we własnym pokoju, we własnej pościeli i snuję nadzieje i obawy. Na moje nieszczęście tych drugich jest dwa razy więcej niż tych pierwszych. Mam ogromne przeczucie, że już pierwszego dnia popełnię taka gafę o której nikt nie zapomni do końca życia.
Dochodzi północ. Za niecałe dziesięć godzin będę stała na peronie 9 i ¾ z moją sówką i całym bagażem.
Chyba muszę wreszcie zasnąć, bo będę mieć jutro wory pod oczami.
Jeden baranek, drugi baranek, trzecie baranek, czwarty...

- Wstawaj Wiki. Chyba nie chcesz się spóźnić, co? – pobudka w stylu mojej mamci
- Jeszcze chwilę mamusiu! – wtuliłam się w poduszkę, a w żołądku poczułam coś cholernie wielki ego i zimnego – Daj się spokojnie wyspać człowiekowi.
- Wikuś, moje dziecko, jakiś chłopiec do ciebie!
- CO!!! – niezawodny sposób na obudzenie mnie
- Śniadanie córeńko. Ubierz się i zejdź szybko na dół. – mama wyszła pozostawiając mnie sam na sam z moim strachem.
Lodowa kula w moim żołądki zaczęła dziwnie się poruszać. Zawsze tak jest jak się czegoś boję, albo jestem podniecona.
Zaczęłam szukać skarpetek. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Z plakatu uśmiechał się do mnie Liber, a Doniu machał mi ręką. Eminem, który wisiał nad moim łóżkiem ostentacyjnie wycierał oczy chustką i co jakiś czas wydmuchiwał w nią swój nos.
Na biurku siedziała ogromna, czarna tarantula. Dostałam ją od wujka na czternaste urodziny i bez wahania nazwałam ją Tekla. Szkoda, że pająków nie wolno zabierać do szkoły.
Powoli, z całkowita rezygnacją zaczęłam się ubierać.
Na dole, w kuchni rodzice śmiejąc się opowiadali mi o Hogwarcie ró żne rzeczy (jaki to on wspaniały i cudowny) i próbowali bezskutecznie dodać mi otuchy.
Jedyne co wskórali to to, że prawie spóźniłam się na pociąg.
Na ten dworzec dostaliśmy się mugolskim metrem i od razu mi się tam nie spodobało.
Wszędzie pełno śmieci i smród jak w kanałach.
Postanowiłam od razu przebiec przez barierkę, bo mugole zaczęli się dziwnie gapić na Artemidę, moją sowę.
Na peronie było pełno ludzi. Mama i tata uścisnęli mnie nawet nie podejrzewając, że robią mi obciach przy wszystkich.
- Mamo! Tato! – syknęłam im do ucha – Nie przy ludziach!
- Och córeczko! Przecież zobaczymy cię dopiero w przyszłe wakacje. – tata i to jego poczucie humoru!
- Jakie wakacje? – zdziwiłam się – Przecież wraca na święta!
- Co do tego to się jeszcze przekonamy. No idź już, bo ci pociąg ucieknie.
Popędziłam do lokomotywy, pomachałam starszym i wyruszyłam na poszukiwanie wolnego przedziału.
Okazało się to dość żmudnym zajęciem. Wreszcie jakaś dziewczyna (wbrew woli swoich towarzyszek podróży) powiedziała, że mogę z nimi usiąść.
Oczywiście wyczerpana i znudzona skorzystałam z okazji i chwilę potem siedziałam z pięcioma dziewczynami. Okazały się nawet wporzo, ale „niestety” musiały już iść.
Zostałam tylko ja i dziewczyna, która zaproponowała mi miejsce w przedziale.
„Lily Evans” przedstawiła się z uśmiechem i tak zaczęła się nasza znajomość.
- Trochę się boję tego przydziału – przyznałam się wbrew własnej woli
- Naprawdę nie ma czego. – Lily spojrzała za okno – Wiesz już w jakim chcesz być domu?
- Nie. Rodzice chcieliby, żebym trafiła do Ravenclawu, ale przecież ja i tak nigdy ich nie słucham. A ty w jakim jesteś domu?
- W Gryffindorze. To chyba najlepszy dom.
- Starzy mówili ci gdzie masz trafić?
- Moi starszy to mugole. – Lily wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
- Nie, skąd. A znasz kogoś komu to przeszkadza?
- Jasne. W Slytherinie – wymawiając to słowo Lily przez chwilę udawała, że wymiotuje – jest masa osób, która uważa mnie za niegodne dla siebie towarzystwo. Fajnie by było gdybyś też była w Gryffindorze.
- A są tu jacyś interesujący chłopcy? – poruszyłam temat tabu
- Pewnie. Do wyboru do koloru. Ale są też tacy, którzy zachowują się jak dzieciaki. – Lily westchnęła ciężko – myślisz, że z tego można wyróść?
- Nie wiem. – powiedziałam z namysłem – To chyba zależy od chłopca. I od ciebie.
- Ode mnie? Jaki mam wpływ na to czy… ten chłopak przestanie być całkowicie nieodpowiedzialny?
- Duży. Jeśli jemu na tobie zależy to zrobi absolutnie wszystko, żebyś zaczęła się z nim spotykać. Dlaczego ten twój…
- Jaki mój??? – przerwała mi Lily – On WCALE nie jest mój! Tak się tylko pytam. Z ciekawości.
- Spoko, nie chciałam cię urazi. A jest chociaż przystojny?
- Kto? – ona udaje zdziwioną! – Kto ma być przystojny?
- Ten zdziecinniały chłopak, który ci się podoba.
- Nie podoba mi się! – nutka oburzenia – skąd ci przyszła do głowy podobna głupota? Wcale nie jest przystojny. Jest brzydki, głupi, a na dodatek on i jego kumple zachowują się jakby mieli po pięć lat. Nie podoba mi się. Może mnie trochę... fascynuje, ale absolutnie nic więcej.
- Tak to się zwykle zaczyna od fascynacji, a potem pierz kobieto pieluchy.
Obie roześmiałyśmy się. Potem kupiłyśmy sobie jakieś szamanko.
Przyjemnie było jechać z fajną kumpelką, chrupać sobie kociołkowe pieguski i opowiadać kawały. W pewnym momencie coś mocno uderzyło w drzwi przedziału. Otworzyłam je różdżką i do środka wpadło coś wielkiego zawiniętego w szkolną szatę. Kiedy „coś” się wypla tało zobaczyłam okropną tłustą czuprynę, długi, zakrzywiony nos i ziemistą cerę przerywaną na szyi i skroniach niebieskimi, pulsującymi żyłami.
Chwilę potem do środka wpakowali się dwaj chłopcy, o których nie można było powiedzieć, że są brzydcy. Obaj wysocy, dobrze zbudowani ze znudzeniem na twarzach i z różdżkami w dłoniach. Jeden z nich nosił okulary, miał krucze, rozczochrane włosy i słodkie brązowe oczy. Pierwszy wszedł do przedziału. Za nim wtoczył się drugi przystojniak. Opalony, z nieco dłuższymi, opadającymi na twarz włosami i uśmiechem , który bez chwili namysłu rozszyfrowałam jako mściwa satysfakcja. Kiedy patrzyło się na niego od razu odnosiło się wrażenie, że to nie jest zwykły chłopak. O początku wiedziałam, że to podrywacz, który tylko czeka, aż nawinie się panienka. Był absolutnie rewelacyjny. Taki tajemniczy i mroczy, a przy tym pogodny i wydawałoby się, że nawet dowcipny.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam zaskoczona i co gorsza okropnie (moim zdaniem) wyglądałam. Nie miałam pomalowanych tuszem rzęs, a na nosie widniało kilka „pamiątek” letnich, czyli oczywiście piegów, których bezskutecznie próbowałam się pozbyć.
Nie musiałam się jednak odzywa, bo zrobiła to za mnie Lilka.
- Co wyprawiacie? Zachowujecie się jak rozwydrzone bachory! – Lily starała się wyglądać groźnie, ale marszczenie brwi jej nie wyszło – Przestańcie!
- Jasne. Mogłem się spodziewać Evans, że znów zepsujesz nam zabawę. – okularnik machnął różdżką i chłopak o tłustych włosach wyleciał za drzwi, które momentalnie się zatrzasnęły – Nie przedstawisz nam swojej koleżanki? Co Evans?
- Nie, nie przedstawię. – powiedziała Lily siląc się na spokój
- A czemu nie? – okularnik zaczął udawać zdziwienie
- Bo zaraz stąd wyjdziecie. – kwaśny uśmieszek mojej kumpeli – A jeśli nie traficie do drzwi to wam pomogę.
Przystojniak nie zwracał najmniejszej uwagi na dialog swojego kumpla z Lilką. Oceniał wzrokiem najpierw moja twarz, a teraz najwyraźniej moje piersi. W duchu przeklinałam się, że nie ubrałam na siebie czegoś, co bardziej uwydatnia moje walory. Głupio się czułam bo teraz zaczął się przyglądać moim nogą (wyjątkowo byłam w spódniczce), a ja nadal nie wiedziałam jak się odezwać.
- Evans – zaczął okularnik – zasady dobrego wychowania mówią, że powinnaś przedstawi nas swojej uroczej koleżance. Jak już to zrobisz to sobie pójdziemy.
- No dobra. – powiedziała zrezygnowana Lily – To jest Wiktoria...
- Wiki – przerwałam jej
- Wiki Barry, a ci debile to James Potter – okularnik okazał się mieć zabójczy uśmiech – i Syriusz Black. – Syriusz mrugnął do mnie łobuzersko. – To możecie już iść.
Lily wskazała chłopcom drzwi, ale oni bynajmniej nie spieszyli się z odejściem. Wprost przeciwnie. Zajęli miejsca obok nas i zaczęli dyskutować o quidditchu.
Lily spojrzała na mnie z dezaprobatą i wyjęła różdżkę.
Niestety niezbyt długo nacieszyła się tą przewagą, bo gdy tylko powiedziała, że ich wyrzuci Potter użył rozbrajacza i obie zostałyśmy bez różdżek.
James i Syriusz znów zajęli się konwersacją, a my obrażone patrzyłyśmy za okno. Powoli zaczynało się ściemniać.
- Hej, czemu wy nic nie mówicie? – spytał po jakimś czasie James
- Nie rozmawiamy z debilami. – Lily spojrzała na mnie szukając poparcia. Nie znalazła go
- Mała… eee… Wiki tak? – Syriusz nie mógł oderwać oczu od mojego biustu – masz czas jutro wieczorem?
- A jeśli tak to co z tego? – spytałam zadawkowym tonem
- Proponuję ci randkę. – jego wzrok przykleił się gdzieś w okolicy kolan
- Nie, dzięki. – powiedziałam niby-znudzonym tonem – Nie umawiam się z przeciętniakami.
Te słowa zadziałały na Syriusza jak zimny prysznic. Natychmiast oderwał oczy od moich nóg i spojrzał z wyrzutem na twarz. Ma jego słodkiej buźce malowała się mieszanina oburzenia i niedowierzania.
- Nie jestem przeciętniakiem! – w takich sytuacjach powinien mieć tabliczkę „zły pies” – Natychmiast powiedz, że to nieprawda!
- W Beuxbatons takich niby-macho jak ty mamy na pęczki. A skoro czegoś jest dużo i złej jakości to ta rzecz jest przeciętna… - wycelowałam prosto w jego dumę – Tak jak ty! – dodałam z namysłem. Z satysfakcją patrzyłam jak Syriusz zaczyna zgrzytać zębami
- Z tobą to nawet jadowity ślimak by się nie umówił! – powiedział
- A ty chciałeś. – odpyskowałam się spokojnie
Syriusz już się nie odezwał. Obrócił się na pięcie i wyszedł z przedziału. James wzruszył ramionami, zrobił dziwną minę i też sobie poszedł.
- Jeszcze będą z ciebie ludzie. – powiedziała Lily i zamknęła drzwi – już niedaleko Hog wart. Cykasz się?
- Niby czemu miałabym się bać? – mój brzuch znów wypełnił się lodem
- Przecież mówiłaś, że się pietrasz. Spoko – wszyscy się boją.
- Ja jestem niezwykła. – Uśmiechnęłam się do Lily łobuzersko – Strach to dla dzieci… No dobra, może trochę się denerwuję, ale nic więcej.
- Jestem strasznie głodna. Skończyły ci się już ciastka?
- Tak, ale mam kanapki. – powiedziałam – Mama zawsze mi robi, a ja nigdy ich nie jem. Masz.
Jakieś pół godziny później pociąg dojechał do celu (tzn. na stację w Hogsmade) i wszyscy „adepci magii” przebrani w hogwarckie mundurki czekali na powozy.
Było mi strasznie zimno. Kapuśniaczek kropił bezustannie, miałam już całkiem mokre włosy i szatę, a buty mogły być basenem dla jakich małych zwierzątek.
A jeśli już mowa o małych zwierzątkach to przypomniała mi się Tekla. Biedaczka siedzi tam sama w pokoju, z martwą myszą na kolacje i pewnie strasznie za mną tęskni.
Jak można być tak bezdusznym, żeby zabronić mi zabrać do Hogwartu mojej ślicznej tarantulki.
W końcu przyjechały powozy i wsiadłyśmy z Lilka do jednego. Okazało się, że już ktoś w nim jest. Oczywiście łatwo się domyślić, że to Syriusz, James i jacyś dwaj inni chłopcy.
Ci nieznajomi nie byli tacy boscy jak Potter i Black. Jeden miał brązowe włosy i zmęczone oblicze, a drugi był gruby, niski, a jego twarzy doliczyłam się siedmiu pryszczy.
Jak zauważyły moje bystre oczęta słodki Syriuszek nie był zbytnio zadowolony z naszego (a raczej mojego) towarzystwa.
Jak mogłam być aż taka głupia, żeby powiedzieć coś takiego temu całkowicie wybitnemu chłopakowi. Byłam pewna, że w całym Hogwarcie nie ma drugich taki „sweet eyes”.
Całą podróż rozmowa jakoś się nie kleiła. Dowiedziałam się tylko, że ci chłopcy to Remus Lupin i Peter Pettigrew.
Całą moją uwagę pochłaniały teraz przeróżne sposoby na przeproszenie Syriusza tak, żeby sobie absolutnie nie pomyślał, że mi na nim zależy. Pogrążona w takich rozmyślaniach nie zauważył jak James wyciągnął z torby pudełeczko, lekko odchylił tekturkę o góry, jakby chciał się przekonać, że w środku nadal coś jest, wyjął coś sporego i czarnego i rzucił to na moje kolana. Zapewne spodziewał się, że zacznę krzyczeć lub coś w tym stylu, ale ja na widok słodkiego pajączka zapiszczałam z uciechy.
- Jaki śliczny! – wzięłam tarantulę na dłoń i zaczęłam gładzić po grzbiecie. – jak się nazywa? Skąd go masz? Nie wiedziałam, że do Hogwartu wolno zabierać pająki!
- Nie wolno. – powiedział zdezorientowany James – jest tu nielegalnie. Nazywa się Spike.
- Skąd go masz? – znowu spytałam
- Wolałbym o tym nie mówić. Gdyby moi starzy się dowiedzieli, że byłem na Nokturnie, chyba by mnie zabili. – Potter zrobił porozumiewawczą minę - Evans, co ci jest? – zainteresował się nagle tym, że Lily zrobiła się bladozielona i wyglądała jakby miała zwymiotować
- Zabierz… Stąd… Tę… Kreaturę! – wycedziła przez zaciśnięte zęby
- Daj spokój! – James wziął ode mnie pająka – Zobacz jaki sympatyczny – podstawił go Lilce pod nos
Skończyło się na tym, że oberwał od niej płaskiego i że nie mógł ruszyć szczęką przez jakiś czas. Schował tarantulę do torby i zaczął targować się z moją kumpelą.
- Powiem wszystko McGonagall! – jęknął dramatycznym tonem. – Jak ty mnie traktujesz! Musisz mi to natychmiast wynagrodzić.
- Jeśli coś piśniesz, to dyrektor się dowie, że szmuglujesz do szkoły nielegalne stworzenia. – stwierdziła rezolutnie Lilka
James kilka razy otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Teraz z kolei odezwał się do mnie Remus Lupin.
- To ty jesteś tą dziewczyną, która dała Syriuszowi kosza? – spytał
- No… tak. – starałam się nie patrzeć na słodką buźkę Blacka – A czemu jesteś taki zdziwiony?
- Bo to ewenement na skalę światową. Jeszcze chyba żadna dziewczyna nie powiedziała mu, że jest przeciętny. Strasznie go to zdołowało. – Remi uśmiechnął się do Syriusza, ale jego uśmiech nie został odwzajemniony. – Żebyś wiedziała jakimi epitetami cię obrzucił… ale tego nie wypada mówić przy dziewczynach…
- Ja jednak wolałabym wiedzieć jakimi. – spojrzałam na (nieznacznie) oblaną rumieńcem twarz Blacka – Mogłabym mu się odwdzięczyć, choć może nie wyglądam, ale naprawdę znam parę niezłych określeń.
- Serio? – spytał ironicznie Syriusz – bo wyglądasz na taką co wie tylko…
- Hej, Syriusz przystopuj! – James chyba skapował, że Syriuszowi chodzi o coś co można podać do cenzury – Daj sobie spokój. Evans też mnie olewa, ale czy ja robię z tego jakąś tragedię?
- Jasne, że robisz.
- Nie prawda! Ja też ją olewam! Czy tego nie widać, jak mijam ją na korytarzach ostentacyjnie na nią nie patrząc?
- Wiesz Rogaczu… Gdyby nogi Evans nie były częścią jej ciała to byłaby w stu procentach najszczersza prawa.
Wszyscy oprócz Lilki się roześmiali, a James zapytał ją:
- Czemu jesteś taka skwaszona?
- Mam swoje powody. Po prostu jestem w towarzystwie pewnego przygłupa Jamesa Pottera. Kojarzysz Potter o kogo mi chodzi?
- Jasne, że tak! O tego inteligentnego i zabójczo przystojnego chłopaka za którym szaleją wszystkie dziewczyny w Hogwarcie. Prościej mówiąc chodzi ci o mnie.
Nagle powóz zatrzymał się i wysiedliśmy przed zamkiem. Profesorka, która podobno nazywa się Minerwa McGonagall zabrała mnie ze sobą. Powiedziała coś o domach mnie i jakimś pierwszoroczniakom i kazała nam zakładać po kolei na głowę tiarę.
Okazało się, że jestem ostatnia w kolejce. Zanim przymierzyłam kapelusz dyrektor stęknął coś o mnie, że jestem z Beux batons itp. itd.
Podeszłam do krzesła powąchałam tiarę (głośny śmiech) i założyłam ją na głowę. Usłyszałam cichutki głosik który mówił „Dużo odwagi i jeszcze więcej impertynencji. Dobra mała, nie rób mi więcej obciachu i spadaj. GRYFFINDOR” Z nogami jak z waty pobiegłam do stołu Gryfonów i usiadłam obok Lilki i… Syriuszka.
Potem (całkowicie kretyńsko ubrany) Albus D. Powiedział parę całkiem sensownych słów i pozwolił nam wreszcie zabrać się za szamanko, które było całkiem smaczne. Niestety w obawie o moją figurę nie zjadłam piątej porcji lodów pistacjowych.
Po uczcie byłam wykończona, próbami zwrócenia na siebie uwagi Syriusz. Biedak chyba wziął sobie do serca moje słowa i się obraził.
Tak czy siak dowiedziałam się gdzie będę sypiać i gdzie będę odrabiać lekcje.
Kompletnie skonana już po kilku barankach zasnęłam.








Autorka: Lidka

Opublikowane: 2005-10-23 (2699 odsłon)

[ Wróć ] | Powrót do strony głównej

© Copyright 2003-2008 by HPNews.pl .
P-Nuke Copyright © 2005 by Francisco Burzi.
Tworzenie strony: 0.47 sekund
Page created in 0.462576 Seconds