Wchodzimy do ciemnej sali kinowej. Znajdujemy jakieś dobre miejsca, siadamy i chrupiemy ze smakiem pop-corn. Oglądamy ze sto reklam, czekając z niecierpliwością na początek filmu. Wreszcie rozbrzmiewa cicha, tajemnicza melodia. Na ekranie pojawia się tablica z napisem "Privet Drive".
Tak zaczyna się najbardziej oczekiwany film 2001 roku. W polskich kinach pojawił się on 18 stycznia 2002 r. Na premierę przygotowano wiele atrakcji. Był jeden haczyk - na premierę trzeba było przyjść o północy :)
Sam film zaczyna się bardzo tajemniczo. Tak jak w książce, Dumbledore, McGonagall i Hagrid zostawiają malutkiego Harry'ego pod drzwiami państwa Dursleyów. W kolejnych scenach widzimy już jedenastoletniego Harry'ego, który męczy się w domu ciotki i wuja. Oglądamy przygodę z wężem boa, potem nadchodzą listy do bohatera filmu. Wszystko zgodnie z książką - to jeden z większych błędów, jakie Chris Columbus popełnił.
Ciekawiej zaczyna robić się w momencie, w którym Harry dowiaduje się, iż jest czarodziejem. Bardzo ładnie wygląda na filmie jego wyprawa z Hagridem na ulicę Pokątną. Później już tylko podróż pociągiem do Hogwartu, ceremonia przydziału i uczta powitalna. Pierwsze lekcje zostały przedstawione krótko i zwięźle - reżyser nie miał miejsca, aby się tu rozwodzić.
Więcej efektów specjalnych pojawiło się podczas meczu quidditcha i walki z trollem. Z pewnością Chris Columbus zrobił wszystko, aby gra w quidditcha wyglądała równie wspaniale, jak to zostało opisane w książce. Mimo jego wielkich starań efektu tego nie udało się do końca osiągnąć. Wszystko wygląda bardzo ładnie, ale... niezbyt realistycznie. Miotły graczy potrafią najzwyczajniej w świecie wisieć w powietrzu, potem... przyspieszyć w ciągu jednej sekundy do maksymalnej prędkości i w tak samo krótkim czasie znów się zatrzymać. Na dodatek nie widać żadnej różnicy w szybkości różnych mioteł. Jak widzimy - nawet komputerowo nie da się zrobić wszystkiego.
Reżyser nie chciał podpaść potteromaniakom, więc przez większość filmu uparcie trzymał się książki. I tym nam właśnie... podpadł. Nie zmienił niczego, co można było zmienić, nawet nieistotnych szczegółów, a to, co zmodyfikował, powinien był zostawić w spokoju. Co szkodziło Columbusowi wydłużyć o minutę film i sfilmować akcję wniesienia Norberta na szczyt wieży. A tak Harry, Ron i Hermiona zostają złapani nie wiadomo kiedy i jak, i trudno się połapać, co się w ogóle stało.
Całkiem udane były natomiast efekty w ostatnich scenach - reżyser przedstawił to mniej więcej w taki sposób, w jaki my to sobie wyobrażaliśmy. Film kończy się ładnie i miło - powrotem Harry'ego do świata mugoli.
Film zrobiony jest dobrze i sprawnie, lecz nie wciąga widza. To największa jego wada. Zamiast śledzić akcję, wielu potteromaniaków wolało się zająć wyłapywaniem błędów. Moja ocena filmu: 4+