STARTUJ Z HP NEWS! | DODAJ DO ULUBIONYCH | POLEĆ HARRY POTTER NEWS! | WSPÓŁPRACA Z HP NEWS | KONTAKT
Harry Potter - Newsy Harry Potter i Insygnia Śmierci Harry Potter - Artykuły Forum Harry Potter News Harry Potter News - księga gości Informacje o Harry Potter News  

Wiadomości: Książki Siódmy tom Filmy Wywiady Fan Fiction Fan Zone
HPNews.pl
   O stronie   Redakcja   K. Recenzentów   Kontakt   Prorok   Forum   Chat ()   FAQ   Prasa o nas   TOP 10   Mapa serwisu   Szukaj...
Menu
KsiążkiSiódmy tomFilmyPiąty filmGryHP NewsInneArchiwum
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon FeniksaKsiążę PółkrwiInsygnia Śmierci
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon Feniksa

Książki:O książkachJ.K. RowlingA. PolkowskiMary GrandPreWydawnictwaJak powstał HP?Błędy autorkiCiekawostkiSłownik ZaklęćHP w liczbachCzarna MagiaKim jest R.A.B.?Czarna Seria
Filmy:O filmachReżyserzyProducentAktorzyUrodziny aktorówBłędy w filmach
Świat Magii:HogwartQuidditchCzarna MagiaMagiczne...?SmokiWMIGUROK
Twoje kontoE-kartkiPWRanking fanówFan FictionGaleriaPsychotestyQuizyFan MiesiącaDownloadWasze listyDowcipyLinkiWyślij newsaWyślij artykułDołącz do nas!
K. FilozoficznyK. TajemnicW. AzkabanuCzara OgniaZakon FeniksaQuidditch WC
 FORUM:Ogólna dyskusjaKsiążkiFilmyGryHarry Potter 6Harry Potter 7StronaFan FictionFan ArtInna twórczośćOff-Topic
Sponsorzy

Aktualnie brak

Login
Pseudonim

Hasło

Nie masz jeszcze konta? Możesz sobie założyć. Jako zarejestrowany użytkownik będziesz miał kilka przywilejów.

HPNews.pl » Artykuły » Fan Fiction » Pamiętnik Szczura


Pamiętnik Szczura

*** ***

Dziś zostałem zaproszony na kolację Jamesa i Lily. Przyszedł jeszcze Syriusz, Remus i Dumbledore. Gdy wszedłem, wszyscy już byli. Wszyscy oprócz Dumbledore’a. Lily pewnie była w kuchni, a James właśnie biegł do drzwi, bo wchodził Dumbledore.
Syriusz i Remus rozmawiali. Ja skorzystałem z sytuacji. Wymknąłem się do przedpokoju i usłyszałem, o czym rozmawia Dumbledore z Jamesem.


ROZDZIAŁ I – Rozmowa Jamesa z Dumbledore’em

Dziś zostałem zaproszony na kolację Jamesa i Lily. Przyszedł jeszcze Syriusz, Remus i Dumbledore. Gdy wszedłem, wszyscy już byli. Wszyscy oprócz Dumbledore’a. Lily pewnie była w kuchni, a James właśnie biegł do drzwi, bo wchodził Dumbledore.

Syriusz i Remus rozmawiali. Ja skorzystałem z sytuacji. Wymknąłem się do przedpokoju i usłyszałem, o czym rozmawia Dumbledore z Jamesem.

- Ależ czy nie było by bezpieczniej… - mówił Dumbledore do Jamesa, który pokręcił głową i powiedział:

- Ufam Syriuszowi, powierzyłbym mu swoje życie.

- Ale, wysłuchaj mnie… ja… mógłbym zostać twoim Strażnikiem Tajemnicy – powiedział Dumbledore. – Voldemort nigdy by mnie nie zmusił do ujawnienia waszych sekretów. Wzdrygnąłem się.

- Syriusz zrobi to samo – zapewniał James Dumbledore’a.

- Och, James, proszę – powiedział dyrektor Hogwartu, kręcąc głową. – Będzie najbezpieczniej…

- Nie – powiedział stanowczo James. – Chodźmy do pokoju, ale po cichu, Harry śpi.

- Jak się miewa Harry? – zapytał Dumbledore.

- Świetnie – odparł James.

Dumbledore i James minęli mnie w ukryciu i weszli do gościnnego pokoju. Poszedłem za nimi. Strażnik Tajemnicy? Dumbledore ma rację. Lepiej by było, gdyby on bronił sekretów Jamesa i Lily, bo Syriusz… ale James przez swoją upartość może zostać wpędzony w zasadzkę.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ II – Propozycja Jamesa

- Gdzie byłeś, Peter? – zapytał Remus, gdy wszedłem do pokoju.

Uśmiechnąłem się.

- Przewietrzyć się – powiedziałem.

- Podsłuchiwałeś moją rozwowę z Jamesem – powiedział cicho Dumbledore. – Opanowałem legilimencję na tyle, że wykrywam kłamstwa.

- Przepraszam – mruknąłem cicho.

DLATEGO WŁAŚNIE chciałbym, żeby Dumbledore został Strażnikiem Tajemnic Lily i Jamesa. On… wszystko wykrywa… wie…

- Peterze Pettigrew, też tak sądzę – powiedział Dumbledore. – Znam twoje myśli, i potwierdzam to, o czym myślisz.

- Dziękuję – powiedziałem cicho.

James popatrzył na Dumbledore’a. Obdarzył go badawczym spojrzeniem. Następnie przeniósł je na mnie.

- O czym myślisz? – zapytał.

- O tym, co dyrektor ci powiedział, Rogaczu – odpowiedziałem i napiłem się soku z dyni.

- Aha. – James nie wyglądał na zadowolonego. – Muszę wam wszystkim powiedzieć, że Strażnikiem Tajemnic Potterów zostanie SYRIUSZ BLACK!!

Syriusz też nie wyglądał na zadowolonego, gdy James to powiedział. Wstał i mruknął:

- Dziękuję.

Wszyscy zaczęli bić brawo. Tylko Dumbledore popatrzył na Jamesa jak na nierozważnego chłopaka.

- Jutro przeniesiemy się do domu, o którym będzie wiedział tylko Łapa – odpowiedziała Lily.

James potwierdził słowa Lily.

- Wspaniale. Teraz zjedzmy kolację i porozmawiamy o tym po niej z Syriuszem.

Po kolacji Remus, Dumbledore i Lily poszli do kuchni, by porozmawiać (jak się domyśliłem) o Strażniku Tajemnic Potterów.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ III – Strażnik Tajemnicy

Zostałem z Jamesem i Syriuszem. Syriusz został Strażnikiem Potterów… dlaczego James nie pozwolił na to Dumbledore’owi…

- Glizdogonie, wyjdź – powiedział cicho James.

- Niech zostanie – powiedział Syriusz. – Rogaczu, nie chcę.

- Co nie chcesz? – powtórzył James.

- Nie chce być twoim Strażnikiem Tajemnicy. – Syriusz wstał. – Voldemort będzie podejrzewał mnie. Że ja zostałem twoim strażnikiem. A więc… Peter… ty… najlepiej się do tego nadajesz.

Nabrałem głośno powietrza i wypuściłem je szybko. Nie uwierzy łem ani trochę w to co powiedział Syriusz; nigdy nie mówił takim ostrzegawczym, ale i spokojnym tonem.

- Ja się do tego nadaję? – powiedziałem, patrząc na Syriusza.

- Tak – powiedział Syriusz. – Voldemort nigdy nie będzie podejrzewał, że taka ciamajda została Strażnikiem, i James i Lily będą bezpieczni.

I w ten sposób zostałem Strażnikiem Tajemnic Potterów.

- Syriuszu, Dumbledore… - zaczął James.

- To moje ostatnie słowo, James – powiedział Syriusz. – Peter Pettigrew, Glizdogon, nasz szczuropodobny przayjaciel.

- Nie masz nic przeciwko temu? – zapytał mnie James.

- Nie – odparłem.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ IV – W pubie pani Puddifoot

Nie będę pisał tutaj sekretów Jamesa i Lily, bo to zbyt niebezpieczne. Nie chciałbym, żeby na przykład Lucjusz Malfoy odkrył tą Tajemnicę.

Syriusz od czasu imprezy unikał Dumbledore’a i Potterów. Remus zaś często z nim przebywał i sądzę, że wypytywał Syriusza o to, czy naprawdę nikomu nie zdradzi tajemnicy. Tylko Lily, James, Syriusz i ja wiedzieliśmy, że zostałem Strażnikiem Tajemnicy.

Dumbledore też podejrzewał o to Syriusza, i najwidoczniej chciał się z nim spotkać, ale ten go unikał.

Pewnego słonecznego dnia wybrałem się do pobliskiego sklepu w Hogsmeade. Minąłem sklep Zonka, potem Miodowe Królestwo. Gdy doszedłem do okolic kawiarni pani Puddifoot, zaczął wiać zimny wiatr. Schroniłem się więc w lokalu Puddifoot, a że miałem wyliczone pieniądze na sok z dyni i fasolki, nic nie kupiłem. Nagle – zobaczyłem pusty stół, a na nim dwa galeony. Wziąłem je, pomyślałem „znalezione, nie kradzione” i poprosiłem kawę. Usiadłem przy stoliku, gdzie znalazłem galeony i zacząłem powoli pić kawę.

Gdy skończyłem do pubu wszedł Augustus Rookwood i Antonin Dołohow. Usiedli przy sąsiednim stoliku.

Rookwood, pomyślałem, zadaje się ze śmierciożercami?

- O, Pettigrew. – Antonim Dołohow, śmierciożerca, był zadowolony z tego, że siedzę blisko. Podszedł do mnie i kazał przesiąść mi się do ich stołu.

- Nie zadaję się ze śmierciożercą – powiedziałem.

- Nie bądź taki dzielny, Pettigrew – powiedział Dołohow. – Pan nasz chce cię widzieć.

- Wasz pan? – powtórzyłem. – Ale Augustus pracuje w Ministerstwie, w Departamencie…

- IDZIESZ? – zapytał Dołohow.

- No pewnie, że idzie – odpowiedział Augustus, krzywiąc się. – No, Peter, chyba nie chcesz być zabitym…

- Nie! – krzyknąłem. – Bo wtedy Potterowie na nowo musieliby wybierać Strażnika Tajemnicy, ja nim jestem!

- Ciekawe wieści – odpowiedział Augustus. – Czarny Pan będzie zadowolony z nich.

- I z niego też. – Dołohow wskazał mnie.

Nie miałem wyboru. Służenie Czarnemu Panu było lepsze od śmierci. Musiałem z nimi iść. Po drodze uświadomiłem sobie, że Augustus Rookwood jest śmierciożercą.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ V – Cmentarzysko śmierciożerców

Śmierciożercy zaprowadzili mnie na przerażający cmentarz. Gdy otworzyli jejgo bramy, ukazali się inni śmierciożercy min. Lucjusz i Narcyza Malfoyowie, Rudolf i Bellatrix Lestrange, Macnair, Igor Karkarow, Evan Rosier, Travers, Mulciber i młody Barty Crouch. Lucjusz Malfoy prychnął.

- Świetnie – powiedział. – Czarny Pan będzie zadowolony. To jego chcieliśmy. Antonim, Augustus, chodźcie, nasz pan…

- Witaj – powiedział jakiś zimny głos.

Obróciłem się i to samo uczynili śmierciożercy. Czarny Pan zaczął powoli wchodzić przez bramę do cmentarza.

- Colloportus – mruknął.

Brama natychmiast się zamknęła.

- Moi drodzy śmierciożercy… - zaczął Czarny Pan.

Wszyscy śmierciożercy podeszli do Voldemorta i zaczęli całować jego szaty.

- Antonim, Augustus, podejdźcie tu – powiedział Czarny Pan.

Rookwood i Dołohow posłusznie podeszli do … Sami-Wiecie-Kogo.

- Jakie wieści? – zapytał Voldemort.

- Dobre, sir – powiedział Rookwood.

- Wspaniałe – potwierdził Dołohow i obaj uklękli.

- Wstańcie – rzekł Czarny Pan.

Dołohow i Rookwood wstali.

- Dobrze – powiedział Voldemort. – Opowiadajcie mi, jak wam się to coś udało.

- No więc – zaczął Dołohow – Pettigrew siedział w pubie pani Puddifoot. Weszliśmy tam za nim. Nie miał pieniędzy, więc założyłem pelerynę-niewidkę, i położyłem dwa galeony na stolik. Pettigrew wziął je i zamówił kawę. Potem usiedliśmy przy nim, i zaprosiliśmy go do naszego stolika. Kazaliśmy iść mu za nami. Zagroziliśmy śmiercią. Poszedł. Zaprowadziliśmy go na cmentarz… i proszę bardzo. Jest.

Następnie ukłonił się i odszedł.

- Słuchaj – powiedział Voldemort do mnie. – Ty na pewno wiesz, kto jest Strażnikiem Tajemnicy Potterów, czyż nie?

- Tak, wiem – powiedziałem – bo ja… nim jestem.

- Ty nim jesteś? – powtórzył Voldemort.

- Kłamie – odpowiedział Igor Karkarov, który się właśnie do nich odwrócił. – Taki ciamajda nie mógłby zostać strażnikiem Potterów.

Wszyscy śmierciożercy roześmiali się głośno. Ale Voldemort patrzył się we mnie z wielkim zdziwieniem.

- On nie kłamie, Karkarov – powiedział. – On mówi szczerą prawdę. A więc uda mi się to szybciej niż myślałem.

Karkarov odwrócił się z niesmakiem. Śmierciożercy przestali rechotać, a Bellatriks Lestrange nawet coś mruknęła pod nosem.

- Panie… On twoim sługą…

- NIGDY! – ryknąłem.

- A więc będę musiał cię zabić, Pettigrew – powiedział Czarny Pan. – Sam chciałeś. AVADA KEDAVRA!

Zielony strumień światła wyleciał z różdżki Sami-Wiecie-Kogo i musnął moją rękę. Na szczęście w porę schowałem się za grobem.

- Nie baw się ze mną w chowanego, Pettigrew – powiedział Voldemort. – AVADA KE…

- Nie! – krzyknąłem. – Powiem ci wszystko! Tylko mnie nie zabijaj!

Czarny Pan upuścił różdżkę.

- Dobrze – powiedział. – Powiedz tajemnicę Potterów.

- No dobrze - powiedziałem. – James i Lily mieszkają na północ od Hogsmeade. Tam będzie figurka lwa. Trzeba ją pogłaskać i powiedzieć do niej czule „Musisz się otworzyć” Figurka zniknie, i pojawi się tunel. Na końcu tunelu będzie klamka. Alohomora nie otworzy jej. Specjalne zaklęcie się do tego nadaje.

- Jakie? – zapytał Karkarov.

- Krystalek mento – powiedziałem.

Nagle poczułem dziwną pustkę w głowie. ON chce ich zabić, pomyślałem. I ich zabije, zdradziłem ich… powiedziałem Czarnemu Panu, jak wejść do domu Jamesa i Lily… jestem sługą Czarnego Pana.

- Będziesz moim sługą – powiedział Voldemort.

Musiałem się zgodzić. Musiałem wydać Jamesa i Lily w ręce Voldemorta.

- Tak… panie – powiedziałem.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ VI – AVADA KEDAVRA – Ćwiczenie Zaklęcia Uśmiercającego

Tego wieczoru musiałem iść z moim panem do domu Jamesa. Jak na razie tylko Syriusz i James wiedzieli, że jestem strażnikiem tajemnicy Potterów.

- Dzisiaj wieczorem idę z Pettigrewem do Potterów – powiedział Czarny Pan po przebudzeniu na następny dzień. – Po przesłuchaniu kawałka przepowiedni dotyczącej mnie i Pottera, chcę iść i go brutalnie zamordować.

- Ta przepowiednia nie musiała dotyczyć akurat mnie i Pottera – powiedział Voldemort. – Mogłaby również dotyczyć mnie i Longbottoma, ale sadzę, że Potter będzie większym zagrożeniem dla mnie. Pettigrew, wypoleruj różdżkę. Chcę zobaczyć jak rzucasz pożyteczne zaklęcia. Masz – podał mi pająka – zabij go.

- Jakim zaklęciem? – zapytałem.

- Oczywiście, że uśmiercającym – odpowiedział poirytowany Nott, który się za nimi pojawił . – Chyba nie chcesz go rozdeptać mugolskim sposobem?

- Nie… no jasne – powiedziałem. Wycelowałem różdżkę w pająka i szepnąłem: - Avada Kedavra.

- Głośniej! – powiedział Czarny Pan. – Niech każdy słyszy co mówisz! Masz teraz… ee… może być… Accio jastrząb!

Jastrząb, który właśnie przelatywał nad głową Croucha, poszybował do pana.

- Zabij go – rzekł do mnie.

Wziąłem jastrzębia i ryknąłem na całe gardło:

- AVADA KEDAVRA!

Ciemno zielony promień wystrzelił z mojej różdżki i ugodził w jastrzębia. Ten zaś nie umarł, tylko dalej stał spokojnie na ziemi.

- Źle! – krzyknął Voldemort. – Z przekonaniem! Beznadziejnie, Pettigrew! No… prędzej… to ma być jasno zielony promień, a nie ciemno zielony!

- Dobrze, spróbuję jeszcze raz – powiedziałem. – Avada Kedavra. (Głośniej, ryknął Voldemort) AVADA KEDARVA! AVADA KEDAVRA! AVADA KEDAVRA!

Jasno zielony promień wystrzelił z mojej różdżki i ugodził w głowę jastrzębia. Ten zachwiał się, a potem padł martwy na ziemię.

- Dobrze, Pettigrew! – powiedział Pan. – Tak trzymać! Na wieczór masz już to umieć! Żegnajcie, śmierciożercy, idę coś sprawdzić.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ VII – Podziemny tunel

Gorliwie ćwiczyłem zaklęcie uśmiercające. Zabiłem już mrówkę, kota, węża, mysz i pomogłem zabić pewnego orła, który znienacka zaczął atakować Macnaira. Wyczarowywałem już bardzo jasno-zielone promienie, więc podejrzewałem, że Sami-Wiecie-Kto będzie ze mnie zadowolony.

Wieczorem wszyscy śmierciożercy zebrali się na cmentarzu. Ja stanąłem przy bramie i otworzyłem ją gdy wszedł mój Pan.

- Dzisiaj Peter Pettigrew, Glizdogon pomoże mi w zabiciu Harry’ego Pottera – powiedział. – Najpierw jednak wypalę mu na ramieniu Mroczny Znak, bo ten właśnie człowiek zostanie kolejnym moim sługą, śmierciożercą.

Śmierciożercy popatrzyli ze złością na mnie. Najwyraźniej mnie nie lubili.

- No dobrze – powiedział Voldemort. – Glizdogonie, podejdź tu proszę.

- Jestem przecież przy tobie, panie – odparłem.

- Dobrze – powiedział Pan. – Odsłoń lewe przedramię.

Posłusznie je odsłoniłem.

- Wspaniale – powiedział Czarny Pan. – MORSMORDRE ARM!

Podobny do tatuażu znak powoli zaczął pojawiać się na moim ramieniu… stawał się coraz większy… większy i w końcu był taki, jak u każdego sługi Voldemorta.

Zostałem śmierciożercą.

- Dobrze – powiedział Voldemort. – Wspaniale. Ja i Glizdogon idziemy do Harry’ego. Do zobaczenia za dwie godzinki, śmierciożercy!

- Do zobaczenia, panie – powiedział Lucjusz. Inni śmierciożercy również mruknęli to samo. Wyszliśmy z cmentarza i zamknęliśmy bramę. Rzuciliśmy na siebie zaklęcie Kameleona i aportowaliśmy się do Hogsmeade.

*

Od razu pobiegłem do figurki lwa i powiedziałem czule „Otwórz się.” Podziałało. Zobaczyliśmy wejście do tunelu. Weszliśmy do niego i zaczęliśmy nim biec. Pełno w nim było figurek lwów, ani jednego węża… Nagle zobaczyłem małą sowę Potterów, która się nazywała Misiaczka. Ponieważ przez zabiciem Harry’ego hciałem jeszcze poćwiczyć zaklęcie uśmiercające, wziąłem sowę do ręki i ryknąłem:

- AVADA KEDAVRA!

- Ciszej – syknął Pan.

Misiaczka przewróciła się na ziemię, pisnęła i znieruchomiała.

- Udało się – szepnąłem.

Podziemny tunel był bardzo długi. Szedłem nim już dużo razy, ale wydawało mi się, jakbym szedł nim pierwszy raz. Niedługo James i Lily zostaną zabici – wiedziałem o tym, ale nie wiedziałem, co o tym myśleć.

- Panie… - szepnąłem.

- Tak, Glizdogonie? – zapytał Voldemort.

- Ten tunel powinien już się skończyć – odpowiedziałem. – Zwykle szedłem nim z przyjacielem Potterów, Syriuszem Blackiem… wtedy wydawał się krótszy.

- A więc chcesz mnie opuścić? – zapytał Pan. – Chcesz? Twój przyjaciel Black wie o tym, że jesteś zdrajcą, wie, jak najbardziej, Glizdogonie…

- Nie chcę – odpowiedziałem. – Nie opuszczę cię. Przepraszam za moje słowa, panie.

Po kilku godzinach wędrówki doszliśmy do krzyształowej klamki, zaczarowanej przez Jamesa.

- To tutaj – powiedziałem głośno.

Zza drzwi dobiegł śmiech malutkiego Harry’ego.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ VIII – Wielka Chwila

- Dobrze się spisałeś – powiedział Voldemort.

- Dziękuję, panie.

- Jakie to było zaklęcie?

- Krystalek mento – odpowiedziałem. Wycelowałem różdżkę w klamkę i szepnąłem: - Krystalek mento.

Klamka odpadła.

- Co zrobiłeś?! – wrzasnął Sami-Wiecie-Kto.

- Nic, spokojnie, panie – odrzekłem. – To się powinno zaraz otworzyć

Rzeczywiście, w drzwiach zaczęła się robić dziura. Robiła się coraz to większa. Weszliśmy do mieszkania Lily i Jamesa. Wyglądało tak, jak powinno wyglądać czarodziejskie mieszkanie.

- Ładna chałupa – mruknąłem.

Byliśmy w przedpokoju, więc było do wyboru kilka drzwi. Otworzyliśmy pierwsze. Było w nich strasznie ciemno.

- Lumos – szepnąłem.

Gdy światło zapłonęło, od razu zorientowałem się, że jestem w komórce na miotły. Pod ścianą leżał Zmiatacz Trzy, Kometa, Meteor oraz dwa modele Nimbusów Tysiąc Dziewięćset Osiemdziesiąt Cztery.

- To nie tu – powiedział Voldemort. – Sprawdźmy gdzieś… co to?

Usłyszeliśmy wyraźny krzyk Lily Potter:

- Słyszałam jakieś głosy, James… chyba w komórce na miotle…

- Och, Lily, tu nikogo nie ma! – James był wyraźnie czymś poirytowany.

- Jest, słyszałam go! – upierała się Lily.

- No dobrze, sprawdźmy.

Razem z moim panem szybko weszliśmy do następnego pomieszczenia. Właśnie z niego wychodzili Lily i James. Przypadkiem wychyliłem rękę i James dotknął jej.

- LILY! – krzyknął. – TU KTOŚ JEST! DOTKNĄŁEM JEGO RĘKI…

- Zakameleowany, najprawdopodobniej – powiedziała Lily. – No dobrze… Kameleout!

Strumienie wody świadczyły, że Lily zdjęła ze mnie i z Voldemorta zaklęcie Kameleona.

- Voldemort… Peter… co wy tu…! – zająknął się James.

Spuściłem głowę. Lily, James i Sami-Wiecie-Kto podnieśli swoje różdżki.

- Zdradziłeś nas, Peter – powiedziała do mnie Lily. – James, on wydał nas w ręce Voldemorta!

- Tak – powiedział James niespokojnie. Nagle oprzytomniał. – LILY, BIERZ HARRY’EGO I UCIEKAJ! TO ON! IDŹ! UCIEKAJ! JA GO ZATRZYMAM…

- Nie – powiedziała Lily. – Będę walczyć.

- Oddajcie małego, a nic się wam nie stanie! – krzyknął mój Pan.

- Nigdy! – wrzasnął James.

- Sam chciałeś! – krzyknął Voldemort. – AVADA KEDAVRA! AVADA KEDAVRA!

Przeraźliwie jasno zielony promień wystrzelił z końca różdżki Czarnego Pana i trafił prosto w brzuch Jamesa. Ten zachwiał się i upadł nieżywy na posadzkę.

- James… James… - jęknęła Lily.

- Ciebie też to spotka, jeśli NIE ODDASZ HARRY’EGO! – krzyknął Voldemort.

- Nie oddam.

- Pettigrew, Glizdogon, spadaj mi stąd – powiedział mój Pan.

- Dobrze – rzekłem i wyszedłem przez drzwi pokoju. Potem przez drzwi domu i do tunelu. Przeszedłem przez niego (droga była krótsza) i wyszedłem na dwór.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ IX – Przemieniony w szczura

Rozejrzałem się.

Właśnie biegł Syriusz. Przechodziło też wielu mugoli.

- Peter! – wrzasnął Syriusz.

Zwalenie na Syriusza jest moją ostatnią deską ratunku, pomyślałem.

- Lily i James, Syriuszu! – ryknąłem. – JAK MOGŁEŚ! SYRIUSZU, JAK MOGŁEŚ!

- Ty…

Nagle zza zakrętu ulicy Hogsmeade wyszedł Knot oraz stary Bartemiusz Crouch.

- On nie żyje! – ryknął pewien mężczyzna, który wybiegł z domu Potterów. HARRY POTTER pokonał Voldemorta…

- Co? – ryknął Syriusz. – HARRY?

- Martwi cię jego parszywy los, Black! – ryknąłem. – Nie to, że James i Lily nie żyją!

- Ty… - ryknął Syriusz.

Sprawdziłem kieszenie. Miałem w nich tylko jeden mugolski nóż. Wziąłem go i be z wątpienia wbiłem go w palec. Odciąłem go sobie.

Syriusz zaś chciał rzucić zaklęcie śmiertelne na mnie. Ale ja byłem szybszy.

- AVADA KEDAVRA! – ryknąłem, ale potknąłem się i różdżka ma spadła na ziemię. Trafiłem w trzynastu niewinnych mugoli.

Teraz musiałem się uratować. Żeby pomyśleli, że Syriusz rzucił to zaklęcie.

Jestem animagiem, pomyślałem. Natychmiast zamieniłem się w szczura i poszedłem małymi kroczkami do Knota, Croucha oraz Hagrida, który właśnie się pojawił. Podsłuchałem ich rozmowę.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ X – Prawdopodobny wyrok dla Syriusza

- To Black zdradził Potterów i zabił tych mugoli – mówił Knot. – Peter Pettigrew go wyszpiegował. Został po nim tylko jeden palec. Tylko jeden palec. Szybko, BARTEMIUSZU, musimy związać Syriusza Blacka…

Crouch wycelował różdżkę w Syriusza i krzyknął:

- Ferula.

Ciasne sznury oplotły ciało Syriusza. Następnie Crouch go zakneblował. Hagrid zaś warknął do nich:

- Dumbledore o wszystkim już wie. Mam iść do Harry’ego i zaprowadzić go do jego wujostwa w Little Whinging na Privet Drive.

- Ja się nim zajmę – warknął Syriusz przez knebel. – Jestem jego ojcem chrzestnym. Wezmę go na motor, ten mój latający i polecimy…

- ŻEBYŚ GO Z MOSTU JESZCZE ZRZUCIŁ!? – ryknął Hagrid. – Odwal się, Black. Zdradziłeś Lily i Jame-e-esa!!!

- To nie…

- Zaknebluj go mocniej – rzekł Crouch do Hagrida.

Hagrid podszedł do Syriusza i zakneblował go mocniej.

- Zasłużyłeś na dożywocie w Azkabanie, i właśnie tak będzie. Zabieramy cie do Ministerstwa. Przesłuchanie, panie Knot, proszę zwołać cały Wizengamot – rzekł Barty Crouch.

Super, pomyślałem. Syriusz ma dożywotni pobyt w Azkabanie, tralalalalala… na pewno będzie chciał uciec z więzienia, ale na pewno mu się to nie uda. (Cha, cha, cha!)

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XI – 3211 numer „Proroka Codziennego”

Knot, Crouch i związany Syriusz odeszli, a Hagrid poszedł do tunelu, najprawdopodobniej po Harry’ego Pottera. Ja się wymknąłem z Hogsmeade. Gdy zorientowałem się, że jestem na terenie niezamieszkałym przez ludzi, zmieniłem się w człowieka. Pobiegłem przed siebie. Okazało się, że się myliłem – stanąłem przed domem Weasleyów – Norą. Zamieniłem się prędko w szczura i wśliznąłem się do ich chaty.

Nagle usłyszałem wrzask. Najprawdopodobniej jacyś Weasleyowie coś zepsuli. Usłyszałm krzyk Molly:

- FRED, GEORGE, ZOSTAWCIE RONA, ON JEST JESZCZE NIEMOWLAKIEM!

- Dobrze, mamo – odpowiedział jakiś bliźniak i obaj wymknęli się z pokoju.

- Och, Ron… Bill! – wrzasnęła Molly. – BILL! Zaopiekuj się przez chwilę Ronusiem!

Bill wszedł chwiejnym krokiem do przedpokoju a potem, do pokoju w którym siedziała Molly.

- Dobrze, mamo – powiedział Bill. Tymczasem pani Weasley poszła do salonu gdzie czekał na nią Artur.

- Wiesz o tym już? – spytał ją. – Harry Potter pokonał Sam-Wiesz-Kogo.

- Nie, nie wiem – powiedziała Molly. – Bo skąd?

- Z 3211 numeru „Proroka” – powiedział Artur Weasley. – Piszą tam o Harrym Potterze. Jest na pierwszej stronie.

- Aha, rzeczywiście! – powiedziała Molly Weasley. – Chłopiec, Który Przeżył, no, no, no…

Muszę zdobyć tą gazetę, pomyślałem.

*

Wieczorem, kiedy już wszyscy Weasleyowie spali, zmieniłem się w człowieka i otworzyłem drzwi pokoju, w którym ostatnio siedziała Molly i Artur. Na stole leżał „Prorok Codzienny”. Wziąłem go i uciekłem na dwór. Było strasznie zimno. Ale musiałem przeczytać artykuł o Harrym Potterze. Zajrzałem do spisu treści.

„Harry Potter pokonał Czarnego Pana” – strony 1-3.
„Upadek Sami-Wiecie-Kogo” – strony 3-5
„Złapanie śmierciożercy” – strona 6
„Wyrok dla zdrajcy” – strona 7-8
„Proponowany nowy minister magii – strona 9-10
„Śmierć 12-stu mugoli – strona 11
„Bunt Diuka Monderre’a – strona 12-13
„Madame Malkin – szaty na wszystkie okazje – nowy sklep na ulicy Pokątnej – strona 14
„Strażnicy Azkabanu – strona 15

Oho, pomyślałem, trochę sobie poczytam!

Otworzyłem gazetę na stronie pierwszej i przeczytałem.

Harry Potter Pokonał Czarnego Pana

Wczoraj wieczorem, Czarny Pan „wybrał się” do Potterów. Zabił Lily i Jamesa, lecz Harry Potter przeżył.

Jak to się stało? Całe Hogsmeade zbiegło się zobaczyć, nawet mugole zauważyli tą sytuację i byli w tym miejscu. Harry Potter z tajemniczą blizną na czole przeżył.

Jest wiele wersji opowiadań, jak Czarny Pan próbował zabił małego Harry’ego Pottera.

Wersja Albusa Dumbledore’a: Voldemort chciał zabić tylko Harry’ego… Ale James i Lily chcieli go obronić… Voldemort rzucił zaklęcie śmiertelne-niewybaczalne (Avada Kedavra) na małego Harry’ego, aże Lily Evans-Potter chciała go obronić, zaklęcie Voldemorta odbiło się od Tarczy Miłości mamy Harry’ego i trafiło w Voldemorta.

To opowiedział Albus Dumbledore.

Wersja Rubeusa Hagrida: Ten mały Harry był naprawdę zziębnięty, jak wszedłem do chałupy Potterów, by go stamtąd wyciągnąć, na rozkaz Profesora Dumbledore’a, rzecz jasna… Miał tę szramę na czole, uch… nie wiem jak wyglądało zabicie tych bidaków Jamesa i Lily, cholibka, szkoda tylko, że ten przeklęty Black się urodził…!

Strażnik Kluczy i gajowy w Hogwarcie, opowiedział nam właśnie taką wersję o Harrym.

Wersja Bartemiusza Croucha: Harry Potter… Potter… tak, Potterowie, to byli ludzie! Dobzi, mili i sympatyczni, a w czarach pierwsi. Ten James Potter byłjednym z najlepszych szukających w Hogwarcie… zabicie jego i jego żony musiało wyglądać okropnie. Chyba Dumbledore ma rację, to bardzo możliwe, co opowiada… najważniejsze, że Harry Potter przeżył, i wyszedł z tego spotkania tylko z blizną na czole…

Bartemiusz Crouch właśnie nam to powiedział.

Wersja Brodericka Bode’a: Ja dowiedziałem się o tym dopiero teraz… że mały Harry Potter pokonał Vo… Sami-Wiecie-Kogo… to był dla mnie prawdziwy wstrząs… żona i dzieci też się wystraszyły porządnie. Ja zaś się też ucieszyłem, bo właśnie dobrze, że Rookwood o tym nie ma pojęcia… siedzi w Departamencie Tajemnic i pracuje… a ja mówię do redaktora „Proroka”… Tak. Harry Potter miał zapewne duże szczęście, ale i dobrą matkę. To dzięki niej (ja tylko powtarzam słowa Dumbledore’a) podobno Potter przeżył.

Broderick Bode, z Departamentu Tajemnic, niewymowny powiedział nam to wczoraj o dwudziestej pierwszej.

Wersja Korneliusza Knota: Tak, to straszne… o, matko! Ten Czarny Lord zapewne chciał zabić Pottera… Małego. Dobrze, że mu się nie udało. Szkoda tylko Jamesa i Lily. Byli dobrymi ludzmi. A teraz… za to nie ma Lorda Voldemorta…

Knot, Korneliusz, był jednym z tych, którzy byli przy miejscu zdarzenia.

I wersja Minerwy McGonagall:

- DOSYĆ! – krzyknąłem. – Wystarczy… następny rozdział…

Upadek CZARNEGO PANA...

Czarny Pan – tak naprawdę Lord Sami-Wiecie-Kto, ostatnio został pokonany przez małego Harry’ego…

- Wszędzie to samo – mruknąłem do siebie i przemieniłem się w szczura. Następnie pobiegłem do domu Weasleyów. Tam ułożyłem się wygodnie na podłodze i zasnąłem.

Objawił mi się Czarny Pan. Był jakiś inny… chwileczkę, gdzie ja jestem? Tak, to jakiś las… ale jaki? Nagle Sami-Wiecie-Kto przemówił:

- Wiesz po co tu jesteś, Glizdogonie?

- N-n-ie, panie – odpowiedziałem. – Nie wiem nawet jak się tu znalazłem.

- No więc jestem tu SAM, Glizdogonie! SAM! A ty musisz mnie uratować… ZROZUMIAŁEŚ!? – wychrypiał Czarny Pan.

- T-t-tak, panie! – krzyknąłem.

- To dobrze – powiedział cicho Voldemort. – Ratuj mnie!

- Mamo, jaki ładny szczur, mogę go dostać?

- CO?

- Śliczny… mogę… proszę…

- Och dobrze, Percy, tylko go obudź – powiedziała pani Weasley i potrząsnęła mną.

Obejrzałem się – Percy Weasley właśnie się nade mną pochylał i podniósł.

- AAAAA! – wrzasnąłem.

- Oj nie piszcz, szczurku, nie piszcz – powiedział Percy z czułością. – Będziesz mój.

- CO? – ryknąłem.

Oni chcą mnie oswoić, pomyślałem. A ten Weasley ma być moim panem…

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XII – Parszywek

- Kochany szczurek, no spokojnie, już, spokojnie, jesteś ze mną- powiedział Percy.

Do pokoju wbiegli mali Weasleyowie – Fred, George, Charlie i Bill.

- Percy ma szczura! – ryknął George albo Fred.

- No! – potwierdził drugi bliźniak.

- Super, Percy, mogę go potrzymać? – zapytał Charlie.

Tylko Bill Weasley nie wyglądał na zadowolonego.

- Wygląda na domowego – mruknął. – To pewnie jakiś animag.

- Głupi jesteś – odpowiedziała pani Weasley.

Rozmowę przerwał strasznie głośny płacz małego Ronalda.

- Bill, do Ronusia! - fuknęła Molly Weasley. – Charlie, pomożesz mi robić śniadanie… migiem, do kuchni! Percy, do salonu! Fred, George, już macie mi odgnomić ogród, to szlaban za wypalenie trzeciej dziury w nosie Ronusia… SZYBKO! MIGIEM! JUŻ!!!

- Jesteśmy na to jeszcze za mali – powiedział Fred.

- Tak, mamy dopiero roczek – warknął George.

- Nawet nie grajcie mi na nerwach, skończycie niedługo cztery lata, MIGIEM DO OGRODU, JUŻ, JUŻ – powiedziała pani Weasley.

- Nie – zdecydowali uparcie bliźniacy.

- Climus! – ryknęła pani Weasley. – CLIMUS! CLIMUS!

Zaklęcie Posłuszeństwa trafiło w Freda i George’a. Białe światło mignęło im przed twarzami.

- Chłopcy – powiedziała pani Weasley spokojnie – pójdziecie teraz do ogrodu i odgnomicie go. To będzie szlaban za wypalenie trzeciej dziury w nosie RONUSIA!

- Dobrze, mamusiu – odpowiedzieli obaj bliźniacy i znikli w drzwiach wyjściowych.

- A co do ciebie – powiedziała Molly do mnie – to zaniosę cię do Percy’ego, on się tobą zajmie.

Wzięła mnie w objęcia i weszliśmy do salonu.

- MAMO! – ryknął. – Mam już dla niego imię, wiesz…

Jak ja się nazywam?

- Jakie? – spytała Molly.

- Myszczur – powiedział Percy.

- Nie, beznadziejnie – powiedziała Molly. – Parszywek, może?

- Czego „Parszywek” ? – spytał Percy.

- No bo mu pasuje – odpowiedziała dziarsko pani Weasley. – Co nie, Parszywku? – zwróciła się do mnie.

- Nie masz racji – powiedziałem. – Bardziej mi się podoba Myszczur.

- O widzisz, że mu się podoba. – Pani Weasley była wyraźnie zadowolona. – Parszywek, Parszywek…

*

Następne lata mijały dosyć wolno, a sny o Voldemorcie często mi się powtarzały. W pamiętniku zapisuję tylko kilka takich, które najbardziej mnie przejęły.

[--pagebreak--]

Rozdział XIII Mały pojedynek z Syriuszem (Sen I)

Ten sen śnił mi się, gdy spałem po raz pierwszy z Percym Weasleyem. Szedłem dróżką leśną. Nagle zobaczyłem grzyba. Chciałem go zerwać. Mam różdżkę, pomyślałem nagle.

- Accio grzyb! – krzyknąłem.

Grzyb podleciał do mnie. Nagle zaczął się zamieniać. Po chwili w ręce trzymałem ziarenko. Rzuciłem je na ziemię, a przede mną pojawił się Syriusz.

- Może mały pojedynek, co, Peter? – zapytał.

- Jak się tu pojawiłeś? – zapytałem.

- Są różne sposoby – warknął Syriusz. – Przyjmujesz pojedynek?

- Tak, jasne – powiedziałem.

Syriusz ryknął:

- Drętwota!

Od razu zareagowałem.

- Protego!

Zaklęcie Tarczy podziałało. Zaklęcie Oszałamiające, które rzucił na mnie Syriusz, trafiło w niego.

- Dosyć walki – powiedział jakiś zimny głos. Zza drzewa wyszedł Voldemort.

- Panie! – ryknąłem i rzuciłem się na ziemię.

- A ty, Black? – spytał Voldemort Syriusza.

- Nie – powiedział Syriusz. – NIE BĘDĘ TWOIM SŁUGĄ!

- Dobrze – powiedział Sami-Wiecie-Kto. – Crucio!

Zaklęcie Niewybaczalne trafiło Syriusza w brzuch. Zaczął wrzeszczeć. Voldemort śmiał się tak głośno, że musiałem upaść na ziemię i odpocząć…

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XIV – Zmiana miejsc (Sen II)

Szedłem łąką i nagle zza drzewa wyszedł Barty Crouch, Knot i Syriusz.

- Black jest niewinny, Pettigrew – powiedział Knot. – Racja, Syriuszu.

Wybałuszyłem oczy na Syriusza, Croucha i Knota. Zaczęło się ściemniać… nikt mnie nie mógł już uratować…

- Ferula – syknął Syriusz.

Bandaże oplotły ciasno moje ciało. Poczułem, że drętwieję.

- Dobrze – powiedział Knot. – Odbieramy ci Order Merlina Pierwszej Klasy.

- Który dajemy Blackowi – wtrącił Crouch.

- Tak – zgodził się Knot. – Jak wiesz, Pettigrew, teraz trafisz do Azkabanu. A jutro będzie przesłuchanie.

*

Prowadzili mnie po wilgotnej ziemi. Wiedziałem, co mnie czeka. Azkaban. Dementorzy. Może… a niech to… żeby tylko nie wyssali ze mnie duszy. Na tą myśl aż mi coś się przewróciło w żołądku.

Doszliśmy do wielkiego jeziora. Na pierwszy rzut oka wyglądało ono jak Morze Śródziemne.

- Tak – powiedział Knot. – Waterstep!

Wskazał różdżką na moje nogi. Mignęło białe światło i poczułem, że zapadam się pod ziemię.

- Syriuszu, wepchnij go do wody – powiedział Crouch.

Syriusz posłusznie popchnął mnie do wody. Utonę… a więc to mnie czeka… NIE UMIEM PŁYWAĆ…!

Ale poczułem, że wcale nie tonę. Utrzymywałem się na powierzchni wody, tak jak na lądzie… Mogłem chodzić po wodzie.

Zaklęcie Waterstep również dotknęło Syriusza, Knota, oraz Croucha i oni również mogli chodzić po wodzie. W ten sposób doszliśmy do Azkabanu.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XV – Azkaban (Dalsza część snu2)

Azkaban, na pierwszy rzut oka wielka twierdza zbudowana z trwałego kamienia nie wyglądała strasznie. Dopiero kiedy zobaczyłem, że jest godzina jedenasta rano, a jest ciemno tak jak o jedenastej w nocy, domyśliłem się, że mam do czynienia z dementorami…

Knot teraz rzucił na nas wszystkich zaklęcie Landstep, żebyśmy mogli chodzić po lądzie. Weszliśmy do twierdzy. Od razu zapomniałem o wszystkich szczęśliwych wspomnieniach… zostało mi tylko jedno… nieszczęśliwe, jak kiedyś zrobiłem coś złego…

- Dobrze – rzekł Knot – zostaniesz tutaj.

Wsadzili mnie do celi Azkabanu, i kazali dwóm dementorom pilnować mnie, żebym nie uciekł.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XVI – Wiadomość od Voldemorta (Dalsza część snu2)

Następnego dnia było jeszcze gorzej. Przesłuchanie poszło mi tragicznie, nie mogłem nic powiedzieć… dostałem dożywotni wyrok w Azkabanie.

Przez następny miesiąc odwiedzał mnie Syriusz i drwił ze mnie, np.:

- Nędzna kupa łajna… spotkało cię to, co powinno cię spotkać… drań…

Po dwóch miesiącach podszedł do mnie Knot z Crouchem i powiedzieli mi:

- Przyszedł do ciebie list, Pettigrew… chcieliśmy go otworzyć, ale jest zabezpieczony Zaklęciem Nadawcy… więc tylko ty to możesz otworzyć… masz… - dodali i wyszli, rzucając mi list.

Otworzyłem go w mgnieniu oka. Więźniowie Azkabanu, jak i dementorzy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Ja sam nie mogłem uwierzyć – dostałem list.

Treść listu była taka:

Glizdogonie, jestem z tobą. Jutro zamienisz się w szczura i uciekniesz z Azkabanu. Dotrzesz do puszczy Albańskiej i tam się spotkamy.

Twój pan.

[--pagebreak--]

ROZDZIAŁ XVII – Ucieczka od dementorów

Wczesnym rankiem przemieniłem się w szczura, i czekałem na przyjście Knota i Croucha.

Wieczorem zjawili się, a gdy zobaczyli puste więzienie, chcieli się dowiedzieć, czy uciekłem…

- DRAŃ UCIEKŁ! – ryknął Knot. – przeklęty Peter Pettigrew uciekł… zwiał… nie ma go…!

I wtedy prześliznąłem się przez kraty i zacząłem uciekać.

- SZCZUR! – ryknął Syriusz – TAM! SZCZUR!

- ACCIO! – ryknął Crouch.

Zamieniłem się w mężczyznę i zdążyłem jeszcze krzyknąć “Protego”. Potem zamieniłem się w szczura i zwiałem.

[--pagebreak--]

Rozdział XVIII – Światło patronusa

Uciekałem. Gnałem jak szalony. Przeszedłem przez wodę jako mężczyzna, rzucając zaklęcie Waterstep, a gdy byłem już na wspaniałym lądzie, to użyłem zaklęcia Landstep. Ach, jestem wolny od Azkabanu… od wszystkiego…

Nie. Nie od wszystkiego.

Gdyż Voldemort na sto procent czekał na mnie w Albańskiej puszczy.

Nie miałem wyjścia. Musiałem iść i spotkać się z panem.

- Nie muszę gnać – powiedziałem do siebie cicho. – Teleport mi wystarczy!

Aportowałem się i znalazłem się przy drzewie, od którego zaczynała się Puszcza Albańska, do której miałem wejść.

- Nie tak szybko, Peter – rozległ się męski głos.

Odwróciłem się i zobaczyłem patronusa. - O Matko – jęknąłem.

Patronusa jelenia.

[--pagebreak--]

Rozdział XIX – Czarna magia górą! (dalszy ciąg snu)

Patronus - jeleń świecił tak mocno, że moje oczy zaczęły łzawić. Nie mogłem już niczego zrobić…

Bo był to James Potter…

- PETERZE! – krzyknął, a echo odbiło jego głos – DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ? DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?

Zamiast odpowiedzieć na pytanie wyciągnąłem różdżkę.

- Avada…

- PETERZE! – krzyknął James - patronus. – PETERZE!

- Avada kedavra! – krzyczałem jak ogłupiały. – AVADA KEDAVRA! Avada… AVADA…

- Dosyć – rozległ się wysoki, zimny głos.

Rogacz i ja odwróciliśmy głowy. Mój pan – Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, szedł ku nam.

- Znikaj! – powiedział do Jamesa.

Jeleń tupnął kopytem w ziemię.

- Nie uda ci się! – krzyknął. – Ty i twoi śmierciożercy to przeszłość! Harry Potter, MÓJ SYN, pokona was wszystkich! On ma moc…

- Dosyć! – powtórzył Voldemort, tym razem głośniej.

Chwilę później mruknął jakąś nieznaną formułkę i patronus w kształcie jelenia rozpłynął się.

[--pagebreak--]

Rozdział XX – Misja (dalszy ciąg snu)

Voldemort podszedł do mnie. Położył swoją rękę na moim czole.

- Panie… - wyszeptałem.

- Przyszedłeś – powiedział prawie łagodnym głosem mój pan – Uciekłeś z Azkabanu. Przyszedłeś.

- Tak! – krzyknąłem. – Jestem ci wierny! Na zawsze! PANIE!

Padłem przed Voldemortem na kolana.

- Błagam cię o litość! – krzyknąłem.

- Glizdogonie – rzekł cicho Czarny Pan – co złego zrobiłeś?

- Oni wiedzą! – ryknąłem i prawie się rozpłakałem – MINISTER WIE, ŻE TU JESTEM! WIE, ŻE UCIEKŁEM! BĘDZIE MNIE SZUKAĆ! PANIE, CHROŃ…

- Nie będę cię chronić – powiedział surowym głosem Voldemort.

- Ale…

- Moi wierni słudzy są po to, by tworzyć chaos w świecie czarodziejów – przerwał mi Czarny Pan – a nie po to, bym musiał ich chronić. Oto to muszą dbać sami. Glizdogonie, daję ci zadanie: musisz zabić Harry’ego Pottera.

Wytrzeszczyłem na niego oczy. Byłem cały spocony. Położyłem głowę na stopach Voldemorta.

- Zrobię to, panie – wyszeptałem drżącym głosem - Obiecuję.








Autor: Grotherd

Opublikowane: 2005-10-23 (26485 odsłon)

[ Wróć ] | Powrót do strony głównej

© Copyright 2003-2008 by HPNews.pl .
P-Nuke Copyright © 2005 by Francisco Burzi.
Tworzenie strony: 0.45 sekund
Page created in 0.452227 Seconds